Tomasz X., mason, dziedzic Podziśnie, Międzyrzec, Woroniec/Białej Podlaskiej

Eugeniusz XI., dziedzic Podziśnie

Eugeniusz XII., ksiądz

l i n k s
Siblings:
Aleksander XII.
Witalis XII.
Michał XII.
Mikołaj XII., mason, inżynier
Barbara XII.
Eugeniusz XII., ksiądz
  • Born: 3 kwietnia 1876
  • Died: 1918, Mohylew
  • Occupation: Ksiądz, zamordowany przez bolszewików

    tekst o ks. Eugeniuszu, zdjecie u Taty

    Światopełk-Mirski Eugeniusz (1876 1896 1918).

    Należał do archidiec. mohylewskiej. Byl absolwentem metropolitalnego seminarium duch. w Petersburgu. W latach 1902-1904 pracował jako wikariusz par. Tobolsk na Syberii, a nast. rektor kosciola w Krasnojarsku. Na to samo stanowisko w tej ostatniej parafii wrócil jeszcze w 1910. W latach 1906-1908 byl katecheta w gimnazjum i w innych szkolach w Homlu, w 1912 we franc. gimnazjum dla dziewczat Reville-Capronier w Petersburgu. W 1912 objal stanowisko administratora par. katedralnej w Mohylewie (w 1918 liczyla 3030 wiernych) i dziekana mohylewskiego. Wg opinii wspólczesnych byl ze wzgledu na zalety umyslu i charakteru kandydatem na biskupa. 2.03.1918 zostal aresztowany i uwieziony w Mohylewie z rozkazu rzadzacych miastem trzech komisarzy ludowych: Aronowa, Goldmana i Goldberga. Zarzucono mu dzialalnosc kontrrew., sprzyjanie wojskom pol., przynaleznosc do POW oraz ukrywanie zolnierzy pol. Glówny komisarz ludowy Mohylewa, Goldman, nakazal 28.03.1918 postawienie go przed trybunalem rew., który odczytal mu wyrok smierci. W sali trybunalu tlum miejscowych ludzi stanal w jego obronie, zadajac uwolnienia. W odpowiedzi zolnierze bolsz. zaczeli strzelac do tlumu, zabijajac kilka osób, w tym dwie mlode Polki, i raniac innych. Ksiadz i dwaj chlopcy, Polacy (jeden o nazwisku Alfons Pruski), zostali wywleczeni przez zolnierzy bolsz. na peryferie miasta i po kilkugodzinnych torturach zamordowani. Wg powtarzanych do dzis przez katolików w Mohylewie relacji w czasie tortur bolszewicy zazadali od ks. Mirskiego, by oswiadczyl, ze nie wierzy w Boga lub ze Boga nie ma, co ten odrzucil ze slowami: Cialo mozecie zabic, lecz ducha nie zabijecie. Na drugi dzien znaleziono porzucone zwloki ks. Mirskiego. Mial 5 ran postrzalowych, 4 pchniecia bagnetem, rozbita glowe i polamane rece. Ludnosc miejscowa chciala urzadzic mu pogrzeb rel., na co wladze bolsz. nie zezwolily. Po dlugich staraniach komisarza ds. polskich, Trzewiczka, i woznego Truchela udalo sie otrzymac pozwolenie na uprzatniecie ciala i pochowanie go bez pogrzebu na miejscu smierci. Po wkroczeniu do Mohylewa wojsk pol. gen. Józefa Dowbór-Musnickiego ekshumowano zwloki i odbyl sie uroczysty pogrzeb na cmentarzu kat., z udzialem wojska oraz tysiecy mieszkanców miasta. Na szesciokonnych lawetach armatnich wieziono trumny pomordowanych, okryte bialo-czerwonymi flagami. Pogrzeb stal sie pol. manifestacja narodowa. Grób zachowal sie na cmentarzu kat. w Mohylewie.

    Zródla: [14: 1902-1917]; [36: 1918, nr 2, s. 42]; [51, s. 8]; [52, s. 32]; [65, s. 54, 151]; [79, s. 201]; [95]; [98, s. 13]; [128]; [292]; [309].
    [14] SAM. Do 1917 r. schematyzmy zawieraly dane dotyczace takze diecezji minskiej: Elenchus ... Archidioecesis Mohiloviensi nec non pro Dioecesi Minscensi ... 1884-1917; Directorium Divini Officii et Missarum pro Archidioecesi Mohyloviensi in Annum Domini 1923; Elenchus Archidioecesis Mohiloviensis in Russia in diem 1 Januarii 1925, Varsoviae 1925; toz in diem 1 Januarii 1926; toz in diem 1 Januarii 1927; toz in diem 1 Januarii 1928; toz in diem 1 Januarii 1929; toz in diem 1 Januarii 1930; toz in diem 1 Januarii 1931; toz in diem 5 Decembris 1932, Varsoviae 1932.
    [36] KAM, 1918-1920.
    [51] Ks. A. O k o l o - K u l a k, Bolszewizm a religia, Warszawa 1923, nakladem Ligi Antybolszewickiej.
    [52] Ks. A. O k o l o - K u l a k, Kosciól w Rosji dawniej, obecnie i w przyszlosci, Kraków 1928.
    [65] Ks. F. R u t k o w s k i, Arcybiskup Jan Cieplak 1857-1926. Rys biograficzny, Warszawa 1934.
    [79] Ks. J. W a s i l e w s k i, W szponach antychrysta. Wspomnienia ksiedza z Rosji sowieckiej, Kraków 1924.
    [95] AAN CAP, pudlo 202, k. 700, 745, 750. Cyt. za: A. P a t e k, Polacy w Rosji i ZSRR, [w:] Polonia w Europie, red. B. Szydlowska-Ceglowa, Poznan 1992, s. 310.
    98] S. O s t r o w s k i, Sp. ks. pralat Konstanty Budkiewicz na tle walki w obronie Kosciola katolickiego i wiary swietej, Warszawa 1929.
    [128] Z. L a w i c z, Polacy w piekle bolszewickim, Warszawa 1918, s. 50-51; K. L i e t z, R. S u c h, Ksiadz Zygmunt szuka parafian, „Glos znad Niemna". Pismo Polaków na Bialorusi, 4-10.04.1994, nr 13, s. 4; relacja ustna grupy katolików z Mohylewa z 13.08.1989, zanotowana przez autora; list s. Jany Wojewódzkiej z Mohylewa do autora z 24.07.1992.
    [292] Ks. S. T w o r k o w s k i, Krzyz Dowbora. Wybór opowiadan o zmaganiach Polaków w I i II wojnie swiatowej, Londyn 1986, s. 39-40; Cz. Z g o r z e l s k i, Przywolane z pamieci, Lublin 1996, s. 30-31.
    [309] I. I. O s i p o w a, „W jazwach swoich sokroj mienia...". Gonienija na Katoliczieskuju Cerkow' w SSSR. Po materialam sledstwiennych i lagiernych diel, Moskwa 1996.

    Mohylew - katedra pw Wniebowziecia NMP
    ( Ks. Jozefas Zyskar - „Nasze koscioly")

    Idac ulica, ledwie zauwazyc mozna kosciol katedralny, ktory byl matka kosciolow najwiekszej na swiecie diecezji. Na okolo tak osiadly domy sasiadow, ze wyglada to, jakby sie katedra wstydliwie chowala wsrod tych nieproszonych gosci. Skrepowany ten nasz biedny Kosciol, a szczegolniej tu na mohylewszczyznie, wiec zupelnie zrozumiale, ze skrepowana i zaledwie widoczna jest jego katedra. Ale nie taka mysl, byla przyczyna zabudowania katedry. Po czesci przyczynily sie do tego ciezkie czasy, ktore raz po razu spadaly na biedna archidiecezje; ktorej pierwszy pasterz bez blogoslawienstwa i mimo woli Ojca swietego przyjal na siebie wladze biskupia. Po czesci zawdzieczajac niedbalstwu i nieudolnosci tych, ktorzy musieli stac na strazy tej katedry, ze swego stanowiska na to powolani, ktorym nie wolno bylo intruzow na ziemie koscielna wpuscic. Ale nie mieli ani dostatecznego mestwa, zeby bronic swej matki, a inni sprzedawali ja za pieniadze lub godnosci. I stala sie rzecz zdrozna, nie do naprawienia. Domy obcych dochodza do samych murow kosciola, o zadnej procesji naokolo kosciola nie moze byc i mowy. Skrepowany w pieluchach praw wyjatkowych, musi kosciol ze swym wspanialym nabozenstwem chowac sie. Waska brama zaledwie pozostala wolna dla kosciola. A tuz obok z nia rozsiadl sie dom miejscowej szlachty, darowany jej przez jednego z Arcybiskupow, niby z przyczyny, zeby Arcybiskup przyjezdzajac do Mohylewa, mial sie gdzie zatrzymac, majac juz w darowanym w obcym domu zarezerwowane dla siebie apartamenty. Kiedys masa majatkow nalezala do katedry, ale dzis juz nic prawie nie pozostalo. Niektore zostaly sprzedane, inne zabrane.
    W dawnym biskupa palacu miesci sie dzis zydowska szkola. Bez blogoslawienstwa Bozego zalozona diecezja nielatwe tez miala zadania, niewesole dzieje.

    Kosciol katedralny nie jest najstarszym w Mohylewie, bo zostal zbudowany, tylko w 1692 roku, kiedy juz istnialy inne swiatynie. Byl on zbudowany jako dar ekspiacyjny prawoslawnych mieszczan Mohylewa, za zabojstwo w drzwiach kaplicy katolickiego obywatela katolickiego Zienkiewicza
    Przy kosciele Wniebowziecia Najswietszej Marii Panny (tak sie nazywa katedra) osadzono najpierw ojcow karmelitow. W roku 1773 nadano kosciolowi godnosc katedry archidiecezji mohylewskiej, diecezji calego Imperium Rosyjskiego. W roku 1872 katedralny kosciol otrzymuje parafie. Do nowoutworzonej parafii nalezy prawie cale miasto, z wyjatkiem przedmiescia Lupalowo i domkow, zbudowanych, w ostatnie czasy, przy dworcu kolejowym, a oprocz tego nalezy kilka wsi, a przede wszystkim litewska wies dosc duza, Zofiowka.
    Kosciol katedralny, choc schowany wstydliwie wsrod nieproszonych sasiadow, domow przewaznie zydowskich, jednak jest dosc ladny. Dwie wieze jego widac z dosc daleka przy zblizaniu sie do miasta.
    Od frontonu katedra nie jest arcydzielem architektury, widzimy tu styl neoklasyczny, imponuje jednak szesc slupow jonskich, powaznych i wspanialych.

    Jezeli jednak nieokazaly on jest z zewnatrz, to stanowczo swym urzadzeniem wewnetrznym i swym utrzymaniem zawsze moze byc wzorowym i sprawiedliwie moze byc zaliczonym do najpiekniejszych swiatyn kraju. Bogactwo i obfitosc szat koscielnych, wielka liczba dalmatyk tak rzadkich w naszych swiatyniach, ornaty i dalmatyki z drogich i rzadkich pasow sluckich, warte sa uwagi. Przez dlugie lata zbieralo sie to, jako spadek po kosciolach konfiskowanych, i jako ofiary poboznych ziemian.
    Za wielkim oltarzem dosc wspanialym na podwyzszeniu, ida schody do innego oltarza, zwykle zwanego u nas larette. Oltarz ten wysoko stojacy zdobi cudowny obraz Matki Bozej.
    Po kasacie kosciola po-bernardynskiego w roku 1864, tu przeniesiono obraz sw. Antoniego, ktory tradycyjnie sciaga tlumy wiernych, a nawet prawoslawnych w dni odpustowe, a przewaznie w dzien sw. Antoniego. Widzimy w katedrze kilka obrazow bardzo wielkiej wartosci, jako rzadkie dziela sztuki. Jest tez kilka rzezb znakomitych dlut.

    Po przeniesieniu katedry do Mohylewa, i po utwierdzeniu jej bylo tylko trzech proboszczow, krotko byl pierwszy proboszcz ks. Januszkiewicz, po nim ks. Podgorski dosc dlugo pasterzowal. Ten proboszcz przyczyni sie duzo do pieknosci katedry, malujac ja wewnatrz olejna farba. Od lat prawie dwudziestu dziekanem i proboszczem Mohylewa byl ks. Piotr Zielinski, ktory kosztem ofiar ludzi dobrej woli, dopelnil remont fresk na scianach i suficie. Freski te po czesci odnowione, a po czesci zrobione na nowo, a niektore z nich sa prawdziwym arcydzielem sztuki.

    Obecnie objal od lata 1912-go roku parafie dawno porzadny i oczekiwany ks. Eugeniusz Swiatopelek-Mirski.
    Niestety na ile okazaly jest wewnatrz kosciol katedralny, na ile wspanialy i uroczysty jest w czasie nabozenstwa, na tyle smutnym jest stan moralny parafii. Obojetnosc w nawiedzaniu swej swiatyni jest wprost przerazajaca w Mohylewie. Mieszane malzenstwa bardzo rozpowszechnione, brak jednosci wsrod katolikow, brak poczucia odrebnosci narodowej, sa to niestety, smutne owoce, ktore przyniosly wypadki dziejowe i zycie w tak trudnych warunkach.
    Juz mowilismy, ze jadrem parafii katedralnej bylo miasto Mohylew, wiec zdawaloby sie, ze takie duze miasto, liczace, co najmniej 2000 katolikow, da dostateczna liczbe modlacych sie; tak jednak nie jest. Pustki w kosciele nie pozwalaja przypuscic, ze az tak wielka liczba katolikow zamieszkuje to miasto. Niemalo jest w Mohylewie inteligencji katolickiej. Widzimy przedstawicieli jej na wszystkich stopniach spoleczenstwa. Sa tu lekarze, adwokaci, inzynierowie, oficerowie i urzednicy, katolicy stanowia dosc pokazna liczbe, a tymczasem ta inteligencja wcale nie widoczna jest w kosciele.
    Tyle tu uczacej sie mlodziezy, a gorliwych Bogu oddanych duszyczek wsrod niej tak malo spotykamy.
    Praca spoleczna stoi tu odlogiem, chociaz tyle dla niej jest odpowiednich terenow. Nie ma zadnego zycia spolecznego, zadnej jednosci wsrod Polakow, synow dawnych bohaterow, co na kresy jechali, zeby swa matke ojczyzne od przybyszow i wrogow obronic. Lud pragnie oswiaty, lud czuje glod niezaspokojony do ksiazki polskiej, do swej mowy, ale nie ma, kto by mu ten chleb zywy podawal. Nie ma tu nawet zadnego zycia towarzyskiego, a wysilki ludzi dobrej woli upadaja pod razami obojetnosci ogolu.
    Stworzony w latach, gdy zablyslo dla nas na chwilke slonko nadziei, klub polski, ktory mial byc lacznikiem dla Polakow, obrona od wynarodowienia, ktore kroczylo olbrzymi krokami, mial byc tym lancuchem, ktory prostote z inteligencja mial spoic, tym lancuchem tak potrzebnym przede wszystkim dla mlodszej braci, rozrzuconej wsrod obcych i pozbawionej wszelkiej opieki. Kilka osob nioslo na oltarz ojczyzny swe zdolnosci, prace i majatek, ale ogol pozostal obojetnym, a klub wegetuje tylko i o wcieleniu mysli wznioslych nie ma juz mowy.
    Stworzono rowniez Towarzystwo dobroczynnosci. Co prawda rzad otoczyl je zelaznym kolem opieki nieproszonej, ale i w tych warunkach byloby, co robic, i lud potrzebuje bardzo tej pracy?..Lecz brakowalo ludzi czynu, umiejacych nadac zycie tej instytucji. W tych nawet waskich ramach, ktore rzad pozostawil mozna byloby duzo zdzialac, lecz jak malo widzimy czynu, jak malo tej tworczej, pelnej poswiecenia pracy, ktora nieraz spotykamy w innych miastach. Procz inteligencji spotykamy w Mohylewie rzemieslnikow: szewcow, krawcow, stolarzy, a przede wszystkim garncarzy, szwaczki polskie odgrywaja niemala role w przemysle krajowym. Lecz niestety nic ichnie laczy pomiedzy soba. Klub polski to nieudolne dziecko idealistow nie umial ich przygarnac, przytulic, polaczyc, pobudzic do pracy umyslowej, Spi tu wszystko snem martwym, ksiazka jest rzecza malo znana i malo potrzebna. Mowa ojczysta, tradycje i dzieje nasze w zupelnym zapomnieniu.
    Nie mozna powiedziec, zeby przyczyna stagnacji byl brak kaplanow. Och nie. Na ten nie moze sie skarzyc Mohylew. Dwa koscioly, a szesciu kaplanow az nadto moga potrzebom parafii 6 tysiecznej (wlasciwie dwom parafiom, z ktorych kazda ma prawie 3 tys.) wystarczyc. W katedrze zawsze nabozenstwa wspaniale i uroczyste, musialyby zwabic lud. Pod tym wzgledem maja parafianie to, co znajda w rzadkim chyba kosciele. Co dzien 3 Msze swiete, Nieszpory, bardzo czesto nabozenstwo z wystawieniem Najswietszego Sakramentu, chyba moga zadowolic najpobozniejsze dusze? Ale nic to nie pomaga. Kosciol najczesciej stoi pusty, zaledwie jedna czesc parafian wyslucha w niedziele i swieta Msze swieta.
    A wszak byli tutaj nieraz kaplani, ktorych by pozazdroscila niejedna parafia, ktorzy pozostawili po sobie dobra pamiec, byli kaznodzieje, ktorzy umieli slowem Bozym porywac sluchaczy. Siedem lat pracowal tu mlody, gorliwy kaplan ks. Graszys w charakterze wikarego (obecnie dziekan orszanski). Wokol niego skupialo sie grono duszyczek poboznych. Oddany sprawie Bozej, pokorny i pobozny, mial on dziwne wplywy na swych barankow.
    Wspominaja tez ludzie z prawdziwym zachwytem i uznaniem o pracach ks. Eugeniusza Swiatopelk-Mirskiego, ktory swa wymowa porywal sluchaczy, a mial wplyw niemniejszy na parafian niz dzisiejszy proboszcz dziekan. Za jego jeszcze wikariuszostwa, lud sie skupial przy kosciele, zawiazalo sie niejedno bractwo, rozaniec zywy spoil kolem zelaznym niejedno kolko wiernych kosciolowi katolikow. Odzyla na czas jakis parafia, podniosl sie duch poboznosci.
    Pamietaja tez ludzie dziwnie wymowne kazania ks. Gedrojcia, ktory umial tak slowo Boze glosic, ze sluchacze juz przerodzeni do domu wracali. A jednak obojetnosc jest cecha ogolna katolikow mohylewskich, a gdyby nie szlachta nalezaca do farnego kosciola, daleko chetniej nawiedzajaca katedre, niz swoj biedny opuszczony kosciol, i gdyby nie Litwini sofijscy - katedra stalaby pusta.
    Dziwny lud bialoruski. Trudno go poruszyc. Chociaz ma on i nabozenstwo wspaniale, i kaplanow, ktorzy dbaja o jego dobro, podejrzliwy, nie ufajacy nikomu, trudno poddaje sie on kierownictwu. Nie ma tu przywiazania do kosciola ani wiary w kaplanow, ktore spotykamy w innych dzielnicach.
    Jednym wyjatkiem ze wszystkich, prawda nielicznych wiosek nalezacych do katedry, jest litewska wioska Sofijsk. Litwini tutaj przyniesli ze soba i przywiazanie do Kosciola, i swe tradycje katolickie. Gdy tylko droga mozliwa, a moga do kosciola przyjechac, zaraz kosciol sie przepelnia. A bywaja oni w kosciele nie rzadko, chociaz az 25 wiorst dzieli ich od niego. Naturalnie dla normalnego zycia duchowego powinna byc u nich kaplica, ktora by ich jeszcze wiecej zlaczyla, i dalaby im moznosc czesciej wysluchiwac Msze swieta. Jedyny dzien w roku, kiedy kosciol katedralny sie przepelnia, a nawet ludem pokrywa sie caly cmentarz jest to dzien sw. Antoniego. Lud wtedy sciaga ze wszystkich stron, kilka kompanii przychodzi z innych parafii i konfesjonaly sa oblezone, a piesn pobozna nie ustaje caly dzien. Tylko czesc sw. Antoniego wstrzasa spiacych Bialorusinow, a nawet prawoslawni wtedy spiesza do kosciola ze swa ofiara.
    I zdaje sie nam wtedy, ze to inny Mohylew, wierzacy, do Kosciola przywiazany, taki jak ongis byl, kiedy wiara katolicka potezna byla.
    A tu wszak kiedys inny obraz przedstawial kosciol katolicki. Byl tu nie jeden kosciol, nie jeden klasztor z licznymi zakonnikami szerzyl chwale Boza i oswiate wsrod ludzi, drukarnie tloczyly ksiazki katolickie, pisarze koscielni w ciszy celi zakonnej kuli nie jeden orez dzielne przeciwko bledom schizmy i herezji.
    Byl przede wszystkim klasztor ksiezy jezuitow. Tych poboznych ojcow sprowadzil do Mohylewa w roku 1678 kanonik smolenski i proboszcz mohylewski, ks. Zdanowicz. Z poczatku utworzyli oni misje przy dzisiejszym farnym kosciele, a pozniej zbudowali wlasna swiatynie, na ulicy Szklowskiej. Murowany kosciol i klasztor po wydaleniu ksiezy jezuitow byl przerobiony na cerkiew, w roku 1833.
    W roku 1687 Teodor Rzewuski fundowal kosciol sw. Antoniego, dla ksiezy bernardynow, tak kiedys slawnych w Polsce.
    Dnia 2 XII 1864 roku kosciol sw. Antoniego, po kasacie klasztoru, byl pozostawiony jako kosciol parafialny, z etatem dwoch kaplanow, obslugiwal on 2000 z gora katolikow mieszkajacych za Dnieprem. Lecz bez wszelkiej przyczyny, na rozkaz generala gubernatora, 21 XI 1865 roku zostal zamkniety i przerobiony na archiwum sadu. Cudowny obraz sw. Antoniego przeniesiony zostal do kosciola katedralnego. Lud od tego czasu nie przestawal kolatac przed rzadem o zwrot kosciola nieprzerobionego jeszcze na cerkiew, a nawet byla nadzieja, ze ta prosba ludu zostanie wysluchana, przynajmniej juz ministerium sprawiedliwosci asygnowalo 3 tys. rubli na urzadzenie jakiegokolwiek pomieszczenia dla archiwum, a ministerium wewnetrzne obiecalo rozpatrzyc te sprawe. Lecz niestety dla przyczyn niewiadomych, ci, ktorzy musieli prowadzic o bronic tej sprawy, zlozyli rece i sprawa znow lezy pod zielonym suknem. Byl tez niedaleko kosciola sw. Antoniego kosciol panien mariawitek, lecz chociaz dlugo jeszcze przebywaly te zakonnice w Mohylewie a ostatnia siostra umarla tylko przed rokiem, kosciol ten juz od dawna odebrano na cerkiew. W bylym kosciele ksiezy dominikanow dzis pomieszcza sie seminarium prawoslawne. Byly palac biskupi dzis skonfiskowany, przez rzad sprzedany, a bogaty kupiec zyd Cukerman, przebudowal i palac i kaplice biskupia na synagoge. Byl kiedys w Mohylewie bogaty kosciol i klasztor ksiezy bazylianow, zbudowany przez ksiedza Oginskiego w roku 1634. Tu pracowal i przebywal kiedys sw. Jozafat Kuncewicz, dzisiaj kosciol przerobiony na cerkiew prawoslawny. Pozostaly, wiec w Mohylewie: katedra, kosciol farny, slaba nadzieja na kosciol sw. Antoniego i mala kapliczka zbudowana na cmentarzu kosztem pana Sianozeckiego. Sa wiec slady dawnej chwaly i potegi wiary katolickiej.
    (Parafia Wniebowziecia NMP 2002 e-mail: mail@jesus.by.com)


    28 lutego 1918 roku w Mohylewie
    Mohylew za czasów carskich byl stolecznym miastem Bialejrusi. Bylo to
    schludne i piekne miasto. Mialo ono wyrazne pietno i oblicze polskie, dzieki
    powaznemu skupisku polskiej inteligencji, która nadawala mu szyk, polor,
    kulture i cywilizacje.

    Przed wojna i w czasie wojny zycie polskie w Mohylewie pulsowalo bardzo
    zywo. I nic dziwnego. Miasto bowiem otoczone bylo w promieniu wielu
    dziesiatków kilometrów staremi polskimi dworami, zyjacemi tradycja Polski
    przedrozbiorowej, która streszczala sie w zarliwej milosci Kosciola
    katolickiego i Polski. Dwory te byly wiec bastjonem kultury lacinskiej i
    polskiej, promieniujacej nie tylko na wiejska ludnosc ruska i utrzymujacej
    wsród polskiej ludnosci narodowego ducha, ale takze oddzialywujacej w
    wysokim stopniu na miasta, glównie Mohylew, w którym znajdowala odpowiednik
    w wielu domach inteligencji polskiej, a przedewszystkim w mohylewskiej
    plebanji, w której rezydowal dziekan mohylewski, sp., ks. Eugeniusz
    Swiatopelk-Mirski. Byla to piekna postac kaplana-spolecznika; goracego
    Polaka i niezmiernie szlachetnego czlowieka. Jego skromna drewniana plebanje
    znali wszyscy: zarówno biedni jak i bogaci. Pierwsi szukajacy pomocy i
    przytulku w ciezkich latach wojny 1915, 1916 i 1917 roku; drudzy rady i
    wskazówek jak maja sie zachowywac i co maja robic w tych przelomowych
    czasach.

    Ks., dziekana szanowali wszyscy. Nawet zydzi. Ci ostatni jednak szanowali go
    tylko do czasu. Mianowicie do przewrotu rewolucyjnego i opanowania wladzy w
    Rosji przez miedzynarodówke komunistyczna. Wówczas to wrodzona nienawisc do
    slugi Chrystusa i goracego Polaka owladnela zydostwem w Mohylewie. I
    postanowilo ono umeczyc swietobliwego kaplana. Wtracilo go wiec do
    wiezienia, w którym przebyl kilka tygodni, a nastepnie oddano pod sad. Byl o
    to 28 lutego 1918 roku.

    Wprowadzono go na sale rozpraw - zanotowal w swoim pamietniku ówczesny uczen
    mohylewskiego gimnazjum, a dzis kaplan ksiadz Stanislaw - Byl mizerny i w
    wiezieniu urosla mu dluga broda. Na sali oprócz sedziów i zolnierzy bylo
    duzo cywilnych osób, kobiet i mlodziezy. Ksiedzu zarzucaja kontrrewolucyjna
    dzialalnosc. Jest to podle klamstwo. Wszyscy widza ze bolszewicy chca
    zamordowac ksiedza. To tez, kiedy zapadl wyrok, skazujacy go na smierc, na
    sali rozlegly sie glosy: Uwolnic ksiedza!!!

    Krzyczano po rusku: "Wypustit ksiendza"!!! I stala sie rzecz okropna. Oto
    bolszewicy zaczeli strzelac z karabinów do ludzi. Rozlegly sie krzyki i jeki
    rannych.
    W czasie strzelaniny wybieglo z posród publicznosci trzech mlodych ludzi.
    Jeden z nich, zaslaniajac ksiedza dziekana, krzyknal do strzelajacych
    zolnierzy: "Kak wam nie stydno w zenszcziny strielat'!" i zaraz osunal sie
    nieprzytomny na ziemie.
    Zrobilo sie zamieszanie.
    Ksiedza, który zegnal w czasie strzelaniny ludzi krzyzem, oraz dwóch mlodych
    Polaków, zolnierze wyprowadzili z sali i wsadziwszy na opancerzony samochód,
    wywiezli za miasto, gdzie ci nieszczesliwi ludzie zostali zameczeni w
    okropny sposób.
    Polamano im rece, poszarpano cialo. Pastwiono sie nad Pruskim (opowiadal mi
    pózniej jego brat, a mój kolega szkolny z 4-tej klasy), ze nie mozna go bylo
    poznac, bo byl raczej podobny do bezksztaltnej masy, a nie do czlowieka.

    Ksiadz Mirski, tez byl meczony. Na komzy i stule plamy krwi i kawalki ciala.
    W drodze na miejsce stracenia Ksiadz dyeponowal na smierc obydwóch.
    Zgineli wszyscy, jak swieci meczennicy.
    Wsród morderców zolnierzy byli zydzi. Wyrok smierci zapadl z rozkazu
    niejakiego Aronowa-Goldmana i Goldberga, takze zydów.
    Tak zginal, zamordowany przez czerwonych zbrodniarzy, kaplan-patriota, sp.,
    ks., dziekan Eugeniusz Swiatopelk-Mirski, ofiara nienawisci zydowskiej.
    (ZBRODNIE ZYDO-KOMUNY Opracowal: Wojciech DUNIN (1938r.))




  • Generated by GreatFamily 1.1 - FREEWARE